środa, 7 grudnia 2011

Jesień nadchodzi. Nie tylko atmosferyczna.

Czasem już tak bywa w życiu każdego turysty, że powróciwszy już z wakacyjnych wojaży i wróciwszy w zamęt codziennych obowiązków, myśli i tak wędrują do miejsc odległych. Nie mogąc się do nich niestety udać z powodu różnych czynników (głównie finansowych), człowiek musi sobie czymś konstruktywnym zająć czas. Czynności te w moim przypadku często sprowadzają się do czytania. Niestety, z racji zainteresowania obiektami zrujnowanymi, miewam stany oburzenia wynikające z obserwacji niektórych, niegdyś pięknych obiektów, lecz dzisiaj zdewastowanych. Owo zdewastowanie nierzadko jest przyczyną ludzkiej ignorancji, zaniedbania lub po prostu niegospodarności.

Przykładem dewastacji zamku z przyczyny złego gospodarowania majątkiem jest Zamek w Dobrej Nowogardzkiej. Budowa najprawdopodobniej zaczęła się w latach 80-tych XIII wieku. Od początku nie miał szczęścia do właścicieli, bowiem już w 1308 roku założenie obronne zostało zniszczone przez Branderburczyków. Obiekt stał opuszczony aż do 1338 roku, kiedy właścicielem tych ziem został Ulryk Dewitz. Remonty rozpoczęte przez niego i kontynuowane przez jego spadkobierców przynosiły wymierne efekty, czego najlepszym dowodem jest fakt, że w XV wieku ów zamek był największym w całym księstwie pomorskim. Niestety, rodzina ta popadła w poważne tarapaty finansowe, co zmusiło ich do opuszczenia swej rezydencji. Przez lata popadł w ruinę, ponadto w roku 1808 ówczesny właściciel wysadził część murów, by pozyskać materiały budowlane. W ten sposób po niegdysiejszej perełce pomorskiej architektury pozostały ruiny, które powodują ból serca u każdej osoby, której los dziedzictwa kulturowego nie jest obojętny. Aktualnie obiekt jest bardzo mocno zdewastowany i na jego odbudowę nie ma co liczyć.

W śląskiej imienniczce pomorskiej miejscowości (Dobra w woj. opolskim) podobny los spotkał stojący tam pałac. Sądząc po zdjęciach i rycinach, obiekt był naprawdę okazały (galeria). Powstał w latach 50 XVIII wieku, architektura utrzymana była w stylu francuskiego baroku. Życie w nim kwitło aż do marca 1943 roku, kiedy ówczesna właścicielka Muriel White Seher-Thoss skoczyła z wieży zamkowej popełniając samobójstwo. Przyczyna tkwiła w niepotwierdzonych doniesieniach na jej osobę, jakoby w tymże roku jej synowie przebywali w Ameryce. Władze niemieckie kazały ich sprowadzić, grożąc wysyłką do obozu koncentracyjnego. W 1945 roku w pałacu trwały walki pomiędzy Rosjanami, a Niemcami. W ruinę zaczął popadać dopiero po wojnie. Degradację przyspieszył pożar.

Skoro o pałacach i pożarach mowa, warto wspomnieć tutaj kontrowersyjną historię byłego pałacu von Puttkamerów w Karżniczce (powiat słupski, woj. pomorskie). Powstały w XVIII wieku pałac, ze względu na obronny charakter zwany także "Zamkiem Wodnym", w ruinę zaczął popadać stosunkowo późno, bo dopiero po 1990 roku, kiedy zniesiono Ośrodek Szkolenia Kursowego. W 1993 roku został wykupiony przez trzech wspólników. W wyniku braku jakichkolwiek prac renowacyjnych, został odebrany przez gminę, by zostać znowu wykupionym przez pewną pani. Gdy nowa właścicielka zorientowała się, że nie będzie jej stać na remonty, oddała obiekt synowi, który z żoną przez kilka lat w nim mieszkał, lecz pałac wciąż popadał w ruinę. Dramatyczny rozdział historii został otwarty w 2008 roku, wraz z wykupem dziedzictwa Putkkamerów przez gdańszczanina, właściciela firmy z branży budowlanej. Inwestycja związana z decyzją o budowie tarczy antyrakietowej nie wypaliła. Jesienią 2008 roku rozebrano część prawego skrzydła- drewnianą wieżę oraz dach. W wyniku tego, woda przez całą zimę lała się do środka, powodując dalsze niszczenie obiektu. Finał nastąpił w listopadzie 2009 roku, kiedy pałac został strawiony przez pożar. Ustalono, że został podpalony, zaś rok później domniemanego sprawcę ukarano. Istnieją pogłoski, jakoby to sam właściciel zlecił podpalenie, hojnie wynagradzając sprawcę. Jaka jest prawda, chyba już nigdy się nie dowiemy.

Dewastacji uległ także, największy swego czasu w Małopolsce, zamek w Rudnie. Proces ten rozpoczął się w 1656 roku, kiedy został przejęty przez Szwedów podczas "Potopu szwedzkiego". Gdy nie znaleźli w nim skarbów koronnych, obiekt został podpalony i opuszczony. W końcu XVII wieku zamek przejęli Lobomirscy, którzy częściowo go odbudowali. Od XVIII wieku był już w rękach kolejno Sieniawskich oraz Czartoryskich. Właściwie od 1768 roku należy liczyć okres jego prawdziwej degradacji. W tymże roku piorun wywołał pożar, który zniszczył już na wpół opuszczoną rezydencję. Rok później zamknięto kaplicę, co spowodowało kompletne opustoszenie założenia obronnego. Pomimo wielu starań, zamek nadal niszczeje jako kolejny przykład dewastacji ważnego dziedzictwa kulturowego na ziemiach polskich.

Przykładem na to, iż w Polsce istnieje możliwość zapomnienia o "jakimś tam zabytku" jest pałac w Wielowsi (woj. dolnośląskie). Nieoficjalnie budynek stoi w środku wsi, ciężko go jednak odnaleźć pośród nowszych gospodarstw. Oficjalnie jednak nie znajduje się w żadnych opracowaniach. Sam fakt jest o tyle bulwersujący, że ta barokowa rezydencja charakteryzuje się wysokiej jakości detalami, czego dzisiaj dowodzi jedynie piękny barokowy portal. Sam obiekt do ruiny doprowadziła polskie realia powojenne, o czym idealnie wręcz świadczy fakt nie wpisania go do żadnych krajowych rejestrów. Nie jest to zresztą jedyny przypadek, gdy przez ignorancję władz Polski Ludowej do ruiny zostaje doprowadzony piękny zabytek.

Najbardziej bulwersująca jest historia zamku krzyżackiego w Człuchowie. Do dzisiaj pozostały po nim jedynie mury, wieża oraz podziemia. W czasach Zakonu Krzyżackiego była to jednak warownia o ogromnych rozmiarach, druga pod względem wielkości zaraz po twierdzy w Malborku. Właściwie okres świetności zakończył się w 1772 roku, kiedy zamek przeszedł pod władanie władz pruskich. Ostatnim gwoździem do trumny był pożar miasta w 1793 roku. Mieszkańcy otrzymali zgodę od lokalnych władz na rozebranie zamku, w celu pozyskania materiałów do odbudowy miasta. Dopiero po 1811 roku obiekt został objęty jakąkolwiek ochroną. Wieża zamkowa, z dobudowanym doń w w latach 1826-1828 neogotyckim kościołem, nie została pozostawiona z litości. Prawdopodobnie gdyby udało się ją rozebrać, do dzisiaj jedynym śladem po świetnym niegdyś zamku krzyżackim byłyby szczątkowe fragmenty murów obronnych.

Gdyby opisać wszystkie zabytki zdewastowane, niezależnie od jakichkolwiek przyczyn, lista osiągnęła by naprawdę spore rozmiary. Niejednokrotnie ich istnienie zaowocowałoby nie tylko bogatszym dziedzictwem kulturowym ziem, na jakich się niegdyś znajdowały, ale prawdopodobnie przyczyniłyby się do wyższego rozwoju gospodarczego pewnych jednostek administracyjnych. Np. borykający się dzisiaj z rosnącym w szalonym tempie bezrobociem Człuchów mógłby stać się bardzo atrakcyjną destynacją turystyczną, nie tylko dla turystów polskich. Człowiek ma coś w sobie takiego, że fascynują go monumentalne budowle, o czym świadczy 550 tys. turystów przybyłych w 2007 roku do Malborka. Nie trzeba chyba nikogo uświadamiać, że tak duży ruch turystyczny generuje nowe miejsca pracy, bowiem jest bodźcem do rozwoju całego zagospodarowania turystycznego (od samych walorów turystycznych, po infrastrukturę pełniącą funkcję obsługę turystów). Niestety, rzeczywistość dla terenów, gdzie dokonała się dewastacja walorów antropogenicznych, jest inna i ich historia powinna być przestrogą dla tych wszystkich, którzy swoimi działaniami pośrednio lub bezpośrednio dokładają kolejne cegiełki do degeneracji posiadanych obiektów. Niech motywacją będzie chociażby ekonomiczny charakter ruchu turystycznego. O jego efektach świetnie świadczy gmina Rewal, będąca najbogatszą w Polsce, jednocześnie pełniąc najwyższą funkcję turystyczną w kraju.

Autor: Michał Nielub

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz